piątek, 11 marca 2011

Nie wiem, co musiałbym zrobić...

...żeby mnie zwolnili z pracy.
No i stało się. 2.marca dostałem wypowiedzenie. Zostałem w sposób najbardziej chamski i żałosny zwolniony. Na 15minut przed końcem pracy zostałem poproszony do salki konferencyjnej. A tam już czekała na mnie dziewczyna z Działu Personalnego. Nie będę się rozpisywał jak wyglądała rozmowa bo nadal mam ciśnienie podniesione na samo wspomnienie. Zwolnili. A raczej mój były kierownik mnie wytypował do zwolnienia. Powody idiotyczne. Nawet czasu na zebranie myśli nie miałem. To jak w Katyniu. Do piwnicy i strzał w tył głowy. Tylko do mnie strzelono prosto w twarz. Na zimno. Bez żadnego współczucia. Bez żadnego postawienia się w mojej sytuacji. I tak to o kulach z nogą w gipsie wyszedłem z tej jebanej salki i poszedłem na open space. Zdążyłem tylko wydukać: "Dziękuję Wam za współpracę". I wyszedłem. Ponad 3 lata zapierdalania dla kochanej firmy. 3 lata bez grosza podwyżki. Pozostał niesmak i żal. Że dałem się tak wykorzystywać. Człowiekowi, który tak po prostu mnie wskazał do zwolnienia...
Aktualnie się kuruję. Nawet zdjąłem tydzień wcześniej gips żeby móc chodzić na rozmowy w sprawie pracy. Do Lublina nie wrócę a w Lublinie nie znajdę pracy w Warszawie. Nie ma co. Trzeba mieć nadzieję, że 'jakoś to będzie'.
Przeglądając oferty coraz częściej mam wkurwa. Że zamiast kończyć slawistykę mogłem pójść na jakąś ekonomię albo informatykę. Bo ani główną księgową to ja nie będę ani żadnym programistą. Bywało źle. Ale tak źle to jeszcze nie było. Serio serio.

niedziela, 27 lutego 2011

Syntetycznie

Pisanie bloga to jak rzucanie palenia. :-)

1) W swoje 82.urodziny 2 stycznia odeszła moja babcia Jasia. Na szczęście zdążyłem się pożegnać w święta Bożego Narodzenia; po pogrzebie był obiad dla najbliższej rodzinki i posiedziałem przy stole z ciotkami od wieków nie widzianymi. Z jednej strony smutno i ckliwo, z drugiej wesoło - bo ciotki mam naprawdę cool. ;)

2) W pracy to samo co zawsze: wieczny wkurw, wiecznie jakieś kwasy, wiecznie jakieś pretensje. Myślę, że takie moje marudzenie i frustracja bierze się właśnie przez tę cholerną pracę. Że wypaliłem się już do cna. Że jadąc do pracy myślę o 17:00. Zacząłem się rozglądać za czymś innym. Na razie powoli i bez ciśnienia ale jak się dowiedziałem, że z powodu 'redukcji etatów' zwolnili kolegę z pracy to się chyba wezmę bardziej za to szukanie. [fakt - kolega był opierdalaczem namber łan i leciał w chuja ze wszystkimi - więc może poleciał za to a nie z powodu redukcji]

3) Skręciłem nogę; w klubie; narąbałem się jak messershmit (czy jak to tam się pisze); wróciwszy w zeszłą sobotę z pracy postanowiłem się zresetować; summa summarum był format - dobrze, że nie delete; będę żył; jeszcze 2 tygodnie w gipsowym kozaczku będę popierdalał i do wiosny się zagoi ;) dont łory!

4) Po raz nie wiem który pokasowałem dzisiaj te durne profile na tych pedalskich pierdolnikach; nie mam dystansu do tego środowiska i mieć już chyba nie będę; a faceta poznam chyba w innym wcieleniu; zasadniczo mam kolejny kryzys w związku z tym i czekam na pogodę; nic mnie tak nie uspokaja i nie odstresowuje jak rower.

Dec ol. Pozdrawiam czytających :-)