poniedziałek, 20 grudnia 2010

Pierwszy kolejny klaps ;)

Witam,

Nie wiem które to już z kolei podejście. Piąte? Szóste? Nieważne. Ważne jest to, że znowu poczułem wenę, wenkę, weńcię na pisanie. O!

A czy komuś przypadnie ono do gustu czy nie to już nie moja broszka i od razu uczciwie uprzedzam, że książki skarg i zażaleń NIE MA :) pozostają li komentarze, o ile komuś się zechce.

Kilka uwag technicznych bo potem nie będę 2 x powtarzał. Czasami zdarza mnie się robić wstawki anglojęzyczne pisane fonetycznie (np. muwi najt, orajt, stej in tacz) i jest to dla mnie naturalne i tyle. Nie podoba się? Przejść do następnego blogaska i nie denerwować ;) Tak samo jest z pisownią w języku polskim. Otrzymałem staranne, filologiczne wykształcenie i naprawdę język polski znam i 'umim' :) i jak czasem napiszę 'fspaniały' 'pszecież' czy inne 'cfaniactfa' to wiadomo o co chodzi i nie ma najmniejszego sensu komentować i poprawiać autora bloga bo autor WIE że inaczej sieu pisze :P Po prostu Paproch tak lubi i tak będzie pisał. Na pohybel fszystkim :) Oznaczam ten fragment na czerwono i pogrubiam żeby nie było że: "nie widziałem/am, nie czytałam/em" ;)

Każdy ma jakiegoś bzika. Mam i ja. Co widać w powyższym akapicie.

To tyle tytułem wstępu i jakiejś organizacji życia na tym blogu.

Aha! Z racji takiej, że moja współlokatorka ochrzciła mnie pewnie dnia Paprochem pozwolę sobie używać tej jakże słodkiej i miłej ksywki ;)

Co ja tu robię? To co większość z nas. Chęć pisania. Pozostawienia swoich refleksji, myśli, wątpliwości, radości, wkurwów, smutków i czego tam jeszcze w Internecie :) Dla 99,99% z Was jestem anonimowym kolesiem który jak setki innych dziennie włącza się do tego wirtualnego bytu i próbuje coś sklecić, coś napisać, coś przekazać, coś po prostu z siebie wyrzucić. Ja niestety jestem z gatunku tych najgorszych bo podobno jestem niemożliwą gadułą i dziób mi się nie zamyka. Oczywiście nie jest to prawdą. Ja po prostu uczę się szybko pisać na klawiaturze a to jest najlepsza szkoła :) żarcik ofkors...

To trochę o mnie. Żeby nie było że jestem nołbady. [Ci, co mnie znają mogą zakończyć lekturę w tym momencie :P chociaż nie powiem - sporo się zmieniło od czasu, kiedy się udzielałem... ;)]

Mam 32lata, jeszcze. Wkraczam w wiek Chrystusowy co nawet mnie się i podoba, bo podobno nie dość, że życie zaczyna się po 30ce, to jeszcze ta magiczna cyferka: 33. No ale jeszcze trochę poczekam na to. Jestem gejem. To znaczy, że seksualnie podniecają mnie i kręcą faceci. Jak ktoś zwymiotował po tej linijce to zapraszam do dalszej lektury, może będzie przyjemniej :) Mieszkam od kilku lat w Warszawie. Tak, tak. Jestem PRZYJEZDNY - czy to się komuś podoba czy nie. Jestem raczej z Polski B niż A. Co wcale mi nie ujmuje na honorze bo nie A czy B się liczy ale człowiek i to, jakimi wartościami się w życiu kieruje. I powyższe nie podlega żadnej dyskusji. Z betonami się nie dogadam więc proszę oszczędzić czas i palce i nie pisać 'gupich' komentarzy ;) No to w tej Warszawie jestem kilka lat. Zaaklimatyzowany w pełni i zakochany w Stolicy. Tak, bo naprawdę pokochałem to miasto i mogę w nim mieszkać. Większą część miasta poznałem na rowerze. Bo rower to moja BIG love jeśli nie największa. Wzdłuż i wszerz zjeździłem lewobrzeżną stronę Warszawy a na Pragi obie to jakoś mnie nie ciągnie... Strach że wrócę bez roweru? Że dostanę po ryju? No jest we mnie taki strach i nic na to nie poradzę i już. Kiedyś nawet miałem wynająć kawalerkę na Darwina (Praga Płn.) ale jakoś nie wyszło i chyba dobrze. Bo wracać ze ściskiem w gardle i palpitacją serca co wieczór do domu nie jest perspektywą obiecującą na długie życie ;) Nic to. Zostawmy Pragę. Bo w WAW jest wiele bliskich mojemu sercu miejsc. Takich do których wracam z chęcią a nawet i codziennie w sezonie :) (np. Kępa Potocka, Powsin, tężnie w Konstancinie, lasek Młociński na Łomianki jak się śmiga, Pole Mokotowskie ofkors, Powiśle, SYRENKA obok Mostu Świętokrzyskiego ;) no i Most Gdański a raczej mała knajpeczka tuż przy nim i litry piwska wypite z friendsami takimi jednymi od roweru i nie tylko ;) ale o nich pewnie jeszcze nie raz będzie ;)

Pracę mam niesłychanie wkurwiającą. Pracę, której po prostu nie lubię, która mnie po prostu wkurwia i którą bym po prostu rzucił z dnia na dzień gdyby to było możliwe. A nie jest bo nie mam nowej. A u Paprocha szukać nowej pracy to jak wejść na golasa na Mount Everest przynajmniej. Bo Paproch z natury jest MARUDĄ, narzeka, buczy i takie inne przypadłości ma. A nie jest głupi :) po prostu LEŃ i tyle. I na nic zdają się przytyki przyjaciół i znajomych, wbijanie w ambicje. Bez bata ani rusz. To jak z robieniem brzuszków tuż po zjedzeniu obfitego obiadu ;) mniej więcej tak. Ale i na Paprocha przyjdzie czas i weźmie się w garść i zmieni pracę na taką, do której będzie jeździł z uśmiechem na ryju i nawet po godzinach z przyjemnością zostanie.

Mieszka Paproch z przyjaciółką. Przyszłą Panią Psycholog. Pani Psycholog jest cudowną kobietą. Stała się bliska dzięki ówczesnemu mojemu facetowi. Ów facet mi wielokrotnie zdradził jednej nocy w pewnym klubie. Potem kontakt tak jakby się był urwał i znów się 'zeszliśmy' Mówię oczywiście o Pani Psycholog. No i tak się losy potoczyli, że od kilku miesięcy mieszkamy razem. Miejscówkę mamy wręcz idealną. Z okna mogę obserwować dyskotekę na Marriottcie :) oraz oświetlony ładnie PKiN. Na ulicy mamy dodatkową atrakcję w postaci dziewcząt trudniących się najstarszym zawodem świata (wersja street :P). Mieszka nam się dobrze. Nawet bardzo dobrze. Od niedawna jest z nami Nadieżda. Ruda kotka którą Pani Psycholog kocha nad życie a ja służę za opiekunkę kiedy Pańci nie ma w domu :-) żarcik (!) Pani Psycholog to osoba, z którą łączą mnie bliskie, przyjacielskie stosunki i mam luz psychiczny bo w przeszłości to różnie z tym bywało. Niebawem dołączy do nas Pani Grafik - BIG love Pani Psycholog. Cieszę się tym faktem, bo dziewczyny mają się w weekendy li a jak wiadomo, związki na odległość to niezbyt zdrowa gimnastyka.

No i poznał Paproch kogoś. I spotyka się. I poznaje. A poznanie było szmat czasu temu via net. I pisali chłopaki ze sobą. I podkręcali. I się skończyło do tamten nie miał czasu dla Paprocha. I tenże się zniechęcił. I cisza trwała rok. Ale jak już się spotkali to od razu zaiskrzyło i chyba coś z tego będzie. :-) ale o tym jeszcze pewnie będzie nie raz. A teraz spadam załatwić jedną sprawę.

I jak? Chyba pierwszy klaps nie okazał się klapą, co? ;)

4 komentarze:

  1. A czemu skasowałeś wcześniejsze wpisy? Wstydzisz się przeszłości?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięks za reklamę ;)
    Oj, niech ci friendsi już się boją tego "o nich pewnie jeszcze nie raz będzie"

    OdpowiedzUsuń
  3. Hebius - a Ty jesteś jak IPN. Normalnie Twój komputer ma chyba z MILION gigabajtów pojemności na te wszystkie TECZKI :))) hyhyhy nie wstydzę się. ale to przeszłość. i tyle.
    Trutu - strzeż się :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Bez przesady - wszystkiego na komputerze nie mam. Korzystam z nagrywarki i płyt CD-R :P

    OdpowiedzUsuń